Ten sam autor kultowego, a zarazem mojego ulubionego filmu napisał powieść przybliżoną klimatem do Skazani na Shawshank. Zielona mila to bardzo wzruszająca, a zarazem zabawna nowela o olbrzymie obdarzonym niezwykłą mocą. Myślę, że nie trzeba opisywać tej książki, bo zapewne większość z Was widziała film (zekranizowana w 1999r).
fragment:
Czego chcesz Johnie Coffeyu? -zapytałem, wciąż spoglądając w jego oczy, w te smutne łagodne oczy.
-Tylko pomóc- odparł. Westchnął, jak wzdycha człowiek, kiedy wie, że czeka go robota, której nie ma wielkiej ochoty wykonywać, a potem położył mi rękę na udach, kilkanaście cali pod pępkiem.
-Hej!- wrzasnąłem. Zabieraj te swoją cholerna łapę... W tej samej chwili poczułem wstrząs, potężne bezbolesne uderzenie. Podskoczyłem na pryczy, wygiąłem plecy w łuk i przypomniałem sobie starego Tu-Tuta, który wrzeszczał, że się smaży, smaży jak indyk w brytfannie. Nie czułem, żeby poraziła mnie wysoka temperatura albo prąd, ale na krótką chwilę zbladły wszystkie kolory, tak jakby świat się skurczył i zaczął pocić. Widziałem każdy por na twarzy Johna Coffeya, widziałem każdą nabiegłą krwią żyłkę w jego udręczonych oczach, widziałem małe gojące się już zadrapanie zakrzywionymi palcami w powietrzu u że moje stopy bębnią o podłogę celi Coffeya.A po chwili mój wstrząs minął. Podobnie jak infekcja dróg moczowych.
Nie mogę tego oglądać i czytać.. Za każdym razem kilka dni 'po' bolało mnie serce :(
OdpowiedzUsuń