Powieść stara jak świat 1958r. Stwierdziłam, że to klasyk i należy bliżej poznać Holly. Autorowi udało się przedstawić barwne życie Nowego Yorku, Amerykę lat 40-tych z jej problemami i kolorytem oraz stworzyć całą galerię wspaniałych postaci, z których Holly Golightly na długo zostaje w pamięci każdego czytelnika. Szczerze powiem, że to nie moje klimaty, miałam wrażenie, że to flaki z olejem. Ale rzecz gustu. Nie moje stylistyka,
" Można? Chcę tylko chwilę odpocząć. Nie mówmy już nic- śpij. Udawałem że śpię, oddychając ciężko i miarowo. Dzwony pobliskiego kościoła wybiły półgodzinę, potem godzinę. O szóstej położyła rękę na moim ramieniu- delikatny, uważny dotyk, aby mnie nie obudzić. - Biedny Fred- szepnęła; sądziłem, że zwraca się do mnie, ale tak nie było- Gdzie jesteś? Bo tutaj zimno.. -Wiatr niesie śnieg. Przyłożyła policzek mojego ramienia; poczułem ciepły wilgotny ciężar.
-Dlaczego płaczesz?
Odskoczyła i usiadła.
Na miłość boską! - prychnęła, ruszając do okna i schodków przeciwpożarowych. Jak ja nienawidzę wścibstwa". (...)
"Wreszcie odkryłam, co mi najbardziej pomaga: muszę wsiąść
do taksówki i pojechać do Tiffany'ego. Tam od razu się uspokajam, to
takie ciche i dostojne miejsce. U Tiffany'ego nic ci nie grozi, nie ze
strony tych uprzejmych sprzedawców w eleganckich garniturach i cudownego
zapachu srebra i portfeli z wężowej skóry. Jeśli uda mi się znaleźć
miejsce gdzie będę się czuła jak u Tiffany'ego, kupię meble i nadam kotu
imię"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz