W jednym z numerów Pani 2010 roku ogłoszono konkurs na
krótką ‘opowieść o miłości do drugiego człowieka’. Napisałam krótki tekst, ale doszłam
do wniosku, że może zostać odebrany za zbyt banalny i prymitywny. Stylistycznie
może odbiega od pewnych norm i wzorców, ale sens i głębia jest najprawdziwsza….
Do 24 sierpnia 2008 roku nie sądziłam, że można tak
kochać. Kochać bezgranicznie. Malutka, drobniutka i niewinna- MATYLDA. Moja o
20 lat młodsza kuzynka, a zarazem jedyna chrześniaczka. Jej przyjście na świat
zmieniło moje wnętrze. Moja myślenie,- mój sposób bycia. Pokochałam ją jak moją
własną Matyldę. Kocham…
Dziś ma 2 lata- zaczęła mówić,
że mnie kocha, że jest Bozia… Modli się. Rozczula mnie jak nikt inny na tym
świecie. Dzięki tej cudownej istotce przestałam się bać miłości. Moje serce
jest większe, a dusza piękniejsza.
W tle fascynacji Matyldą i
miłości do niej, niestety rozgrywa się … dramat. Matyldy i jej brata Maciusia -
kochany tatuś, mój najukochańszy wujek, mąż niesamowicie mądrej kobiety…
Czerniak. Walczymy wszyscy resztkami sił. Dlatego miłość z podwojoną mocą
nabrała magicznego znaczenia. Strach przed jutrem, a zarazem radość z każdego
dnia. Wszyscy zrozumieliśmy, że życie to dar.
Jestem pełna nadziei, że
gdzieś w niedalekiej przyszłości będę mogła dać życie tej małej istotce, która
uszczęśliwi innych tak jak Matylda ukształtowała i rozanieliła mnie.
Dziś mogę tylko dodać, że
wujek ‘jest czysty’. A radość życiem i obecność innych kochanych osób
towarzyszy nam przez całe dnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz